Asset Publisher Asset Publisher

Wyrchczadeczka – w tym leśnictwie jest pasieka, położona najwyżej w Beskidach

W Nadleśnictwie Wisła na terenie Karpackiego Banku Genów, 700 metrów nad poziomem morza, funkcjonujące 30 pszczelich rodzin, które w dobrym roku mogą dać nawet 300 kg miodu. A sezon trwa tutaj niespełna 3 miesiące. Pasieka w leśnictwie Wyrchczadeczka, to jeden z projektów programu Lasów Państwowych pod nazwą „Dobre z Lasu”.

Pszczelarze z nizin muszą teraz łapać się za głowę. Jaki sens ma pasieka na takiej wysokości? Jak zaplanować pożytek, kiedy śnieg na północnych stokach leży do maja a w połowie września już zdarzają się przymrozki?

- Granice są po to by je przekraczać i wyznaczać nowe – mówi podleśniczy Dominik Niemczyk, który opiekuje się rodzinami pszczelimi i przypomina, że pszczelarstwo miejskie jeszcze kilka lat temu też traktowane było jak ciekawostka. Dziś w centrach dużych aglomeracji jak Nowy Jork, Paryż czy choćby Warszawa pszczelarze świetnie sobie radzą. A miód z uli położonych w śródmieściu Katowic, w środku aglomeracji przemysłowej, zdobył najwyższe oceny jakości i czystości.

Pomysł, by założyć pasiekę, zaproponował trzy lata temu Wiesław Kucharski, ówczesny dyrektor RDLP w Katowicach.

- Dowiedział się o zamiłowaniu i pasji Dominika i przekonywał, że trzeba je wykorzystać. Miejsce choć trudne i stawiające mnóstwo wyzwań przed pszczelarzem wybrane zostało nieprzypadkowo. Co roku obiekty Karpackiego Banku Genów oraz woliery pokazowej głuszca odwiedza ok. 5 tys. osób. To dodatkowa szansa na propagowanie i popularyzację pszczelarstwa a jednocześnie w części edukacyjnej pokazanie, ile wysiłku wymaga pozyskanie miodu – mówi Andrzej Kudełka, nadleśniczy Nadleśnictwa Wisła.

Dziś na polanie na Wyrchczadeczce stoi 30 uli a zatem wybór pszczelarza był trafiony.

– To średnia stacjonarna pasieka, która w zupełności spełnia nasze oczekiwania i możliwości jej obsługi. Pozyskujemy w pierwszej kolejności miód spadziowy ale także wielokwiatowy – mówi Dominik Niemczyk dodając, że pracy jest niemało, ale jeśli ona sprawia przyjemność, to tego czasu się nie liczy.

Na dowód przypomina, że w pszczelarskim fachu minęło mu właśnie 20 lat, choć metryka wskazuje, że w tym roku obchodzi dopiero 27 urodziny.

- Swoją przygodę z pszczelarstwem rozpoczynałem u boku dziadka. Do końca życia będę pamiętał wtorek, 18 maja 2004 roku, kiedy jako 11-letni chłopak dostałem od niego swój pierwszy ul z pszczołami. To była wielka nagroda za cierpliwość przy terminowaniu, ale też ogromna odpowiedzialność – wspomina.

Jesienią tamtego roku miał już trzy rodziny, ale przezimowała tylko jedna.

- To była prawdziwa nauka pokory. Nie rezygnowałem i co roku powiększałem pasiekę. Ta przydomowa, której właścicielem jest mój ojciec, liczy 50 uli. Pszczelarstwo obok leśnictwa, to moja największa pasja. Nie marzyłem jednak o tym, że będę mógł w ramach obowiązków łączyć pracę w lesie z pszczelarstwem – mówi leśnik z Koniakowa.

W Nadleśnictwie Wisła, pszczoły faktycznie wróciły do lasu. Nie do barci, ale do uli, nie pod okiem bartników, ale leśników.